Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07
|
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
Archiwum 07 grudnia 2007
Blanka pośpiesznie weszła do szpitala, jak zwykle spóżniona. Punktualność nie była jej najmocniejszą stroną. W szatni nie było żadnej z dziewczyn. Pewnie są już na górze. Poruszanie się po tym szpitalu to koszmar -pomyślała. Z sześciu dostępnych wind , jeżdzić można było tylko trzema, w tym jedna , przeznaczona była wyłącznie dla personelu.Z tej ostatniej, na dobrą sprawę mogłaby korzystać , ale do jej uruchomienia niezbędny był kluczyk, którego nie posiadali praktykanci. Na windę czasami trzeba było czekać nawet 15 minut.Szybciej weszłaby na swoje szóste piętro schodami , ale na to była zbyt leniwa. Poza tym zniechęcał ją widok umięśnionych łydek pielęgniarek, co zapewne było efektem ciągłego biegania po schodach. W końcu dostała się na górę, dziewczyny już były .Okazało się , że Patrycji opiekuna ich grupy, nie ma, zachorowała .Blanka ucieszyła się,to oznaczało dużo więcej luzu.Wzięła od Moniki klucz i z powrotem udała się do szatni. Była już dosyć poirytowana tym, że znowu musi jechać na dół, nie lubiła bowiem żadnych komplikacji.Przebrała się szybko w uniform szpitalny i wróciła na góre. Obchód się już skończył i zaraz powinna pójść do swojej pacjentki